sobota, 9 lipca 2016

Sukienka z historią

 Założyłam bloga, ale znaleźć czasu na pisanie jakoś nie mogę. Od kilku dni obiecywałam sobie, że usiądę i coś napiszę, bo przecież szyję prawie co wieczór, ale gdy odchodziłam od maszyny, wieczór był już tak późny, że szłam prosto do łóżka. Pewnie zatem będzie tak, że długo długo nie będzie nic nowego, a potem rzucę tutaj wszystkie prace na raz. Zobaczymy....

Ta tkanina leżała u mnie dość długo zanim zdecydowałam się zrobić z nich pożytek. Ostatnie wydania Burdy  kusiły sukienkami w stylu, który uwielbiam. Limonkowe kwiatki, bardzo mi pasowały do wykroju sukienki , który znalazłam w Szkole szycia 1/2015.
Gdy zaczęłam kroić okazało się, że akurat ta tkanina ma mniejszą szerokość niż standardowe 140 cm, więc już mogłam zapomnieć o spódnicy z pełnego koła. Po wielu kombinacjach i namysłach, jakoś udało mi się pozmieniać troszkę wymiary i wyciąć chociaż spódnicę z półkoła, która jednak była stanowczo za krótka. Wymyśliłam zatem, że doszyję aksamitną tasiemkę ze skosa i jeszcze spróbuję dosztukować dół. Ze względu na wzór i szerokość, miejsca zszycia dolnego materiału nie rzucają się bardzo w oczy. Gdy szczęśliwa usiadłam wreszcie do szycia, miałam przeczucie, że pójdzie coś nie tak. Wszyłam zamek kryty i przy próbie zapięcia cały się połamał.
Miałam się poddać i już chciałam ją odłożyć i dokończyć "kiedyś tam". Jednak kupiłam następnego dnia nowy zamek i już poszło dość gładko. Muszę przyznać, że szycie z tkanin jest dla mnie nie lada wyzwaniem. Trzeba dokładnie wyciąć, wymierzyć, każdy błąd od razu jest widoczny. Będę próbować, jeszcze dużo dużo nauki przede mną.
Z ostatecznego wyniku jestem zadowolona. Wiele można jej zarzucić, zwłaszcza w kwestii wykończeń, nierównych szwów itp. ale... dobrze się w niej czuję i to najważniejsze.




Z resztek powstała spódniczka dla siostrzenicy.